Wpis nr. 1 5/10/2013
Piątkowy, wolny oraz nudny dzień - pomyślałem - leżę w łóżku umierając z tęsknoty za pracą... co by tu porobić ? - owe pytanie zaprzątało mój umysł przez dość długi czas, w końcu zapadłem w ulubiony mój stan. Okno uchylone kierowało wiatr na moją głowę, dzięki czemu mogłem poczuć wewnętrzny spokój ducha. Relaks. Nie przeszkadzały mi odgłosy silników przejeżdżających samochodów, ludzi krzyczących z boiska nieopodal mnie, nawet dzieciarni biegającej po domu, w którym się znajdowałem. Chwila rozkoszy, która mogłaby trwać wiecznie musiała się kiedyś skończyć. Wieczór nastał dosyć prędko, jak na dzień bez obowiązków. Tysiące jak nie miliony myśli, które przelatywały mi przez umysł, koncepcje, wspomnienia, głupoty... cóż to dużo mówić, każdy z nas siedzi i rozmyśla nad wszystkim, dodając do odprężenie można na prawdę się świetnie bawić, w samotności, bez poruszania się, bez głośnej rozmowy, taki czas dla siebie, czas wolności od wszystkiego, tylko Ty i Twój mózg.
Wieczór. Tak, najlepszy okres w dniu. Ostatnia część dnia, dla mnie oznacza to koniec i początek. Koniec udręk minionego dnia, oraz początek całkowitego odpoczynku, tak ja uważam przez większość dni, kiedy przyjdzie mi pracować. Jednak ten dzień taki nie był, od rannej pobudki aż do późnego wieczora dzień był absolutnym wyzbyciem się wszelkiego oczyszczenia, takie katharzis - tak to nazwę. Zwykle wieczorem biorę prysznic, parzę kawę, zapalam fajkę i idę przywitać z wirtualnym światem, chodź na chwilę.
Jednak w dni takie jak te, dni zwiastujące wolny weekend mogłem zasiąść na dłużej i wrócić do jednej z moich ulubionych rzeczy, do oglądania anime. Zazwyczaj jest to jeden odcinek serii bieżącego wieczoru, jednak tym razem postanowiłem poszukać czegoś innego. Natrafiłem na Sakamichi no Apollon. Jeden łyk, dla spróbowania - tak jak z winem, trzeba spróbować i stwierdzić, czy jest dobre i warto przy nim dłużej posiedzieć, czy też czymś złym, trunkiem, który tylko popsuje moją wątrobę. Szybkie uzależnienie spowodowało, że zanim się obejrzałem, to już doleciałem do końca. Wieczność, która trwała chwilę, chwila, którą chciałem przeciągnąć w nieskończoność. My favorite Things. Dawno mnie nic tak nie wciągnęło,a by pochłonąć czas na 5 godzin. Bohaterowie, sceneria, muzyka, klimat. Coś cudownego - mówiąc o całokształcie. Może tak, ocenę w skali 10, dałem 9. Mimo tego, że zawsze oceniam to co oglądam bardzo wysoko, to nie daję dość kiepskich ocen tytułom, które zwaliły mnie z nóg w negatywnym znaczeniu, o. Krótko i na temat napisałem, postaram się rozwinąć jednak pozostając wciąż na niskim szczeblu, gdyż poematów pisać nie lubię. Początek. Główny bohater, Kaoru (szczerze, to mam problem z zapamiętaniem pełnych imion oraz nazwisk niektórych bohaterów serii, które oglądałem tylko raz, wczuwam się w tytuł, ale po prostu taką mam wadę) - kujon, nie towarzyski, takie miałem spostrzeżenie gdy pierwszy raz ujrzałem ów człowieka. Nastawienie do niego miałem obojętne. Zmieniło się. Z każdym odcinkiem rósł w moich oczach, z szarej i smutnej osoby stał się prawdziwym bohaterem, a wszystko dzięki Sen-kun a także Ri-chan. Miłość, przyjaźń - to były uczucia dla niego absolutnie obce, przyczyną były ciągłe zmiany szkoły zawdzięczające przeprowadzkom - o ile nie pomyliłem faktów. Nabrałem szacunku. Dużo się działo przez całą serię, 12 odcinków - zbyt mało, żeby mnie zadowolić absolutnie. W sumie, to każda seria, która mi się spodoba okazuje się zbyt krótka. Historia toczy się cały czas, to co miało być pokazane, było pokazane, samotne rozterki bohatera były omijane - rozterki, mówię o przerwach, które występowały, przerwy czasowe, coś jak przeniesienie; omijane kilka dni, nawet tygodni, które nie były pokazywane na ekranie powodowały u mnie burzę mózgu. Obrażony Kaoru, obrażony jego przyjaciel - Sen, odrzucenie miłości Ri, kłótnie. Cisza. Pokazany jeden dzień bez śmiechu, bez magicznego Trio powodował - mimo mojego wieku - smutek w mym sercu. Kiedy oni się pogodzą ? Czy wszystko wróci do normy ? Trzymam kciuki, chcę happy-endu ! - cały czas takie rozterki miałem, spełniły się. Muzyka. Trio. Kaoru, Sen, Ri - przyjaźń, która wszystko przetrwała, męska część paczki w trudnych dla nich chwilach pokazywała jak wielka jest ich przyjaźń. Ta magiczna chwila, kiedy jeden siadał do fortepianu, drugi zabierał pałki i nawalał na perkusji, magia... po prostu. Muzyka, Jazz dokładnie był ich ratunkiem od wszystkiego, porozumiewali się, godzili, rozmawiali tylko przez dźwięki - oczywiście nie zawsze, konwersacje, które normalni ludzie, tacy jak my również prowadzili. Ale ten Jazz... Wspaniały. Tym słowem kończę wpis pierwszy, nie ostatni. ~~
https://www.youtube.com/watch?v=8L1r9hIytCA - piosenka w wykonaniu Trio w 11 epizodzie. Coś wspaniałego przed tragicznym wypadkiem, niespodziewanym.
↧